
Ostatnio słucham dużo polskiej muzyki. Czynię to, jak sądzę, w ramach pewnej rehabilitacji. Był czas kiedy myślałem, że po prostu nie ma mi ona wiele do zaoferowania, brakowało mi różnorodności i szczerości. Wszystko było przewidywalne i nudne. Dziś mówię to z lekkim poczuciem wstydu, bo to przecież ignorancja w najczystszej postaci! Zwrot nastąpił oczywiście wtedy, gdy sam postanowiłem nagrać płytę po polsku pod swoim chcąc nie chcąc polskim nazwiskiem. Pewnie nie bez znaczenia jest też fakt, że z wiekiem rodzi się we mnie większy szacunek do polskiego języka i sztuki made in Poland w ogóle. Nauczyłem się doceniać nie tylko talent i predyspozycje nowych artystów, które przekładają się na proces twórczy, ale i trud włożony w samo zaistnienie w specyficznej branży w specyficznym kraju ze specyficznymi upodobaniami jego mieszkańców. Obserwuję działania niezależnych artystów w dobie pandemii. Widzę jak dwoją się i troją aby dotrzeć do słuchaczy ze swoją sztuką. Widzę tę tęsknotę za koncertami, z którą idą do studia i przekuwają w nowe albumy. Sytuacja polityczna jest tak absurdalna, że nic tylko czerpać z niej pełnymi garściami. Myślę, że ten nagromadzony potencjał w końcu wybuchnie i, gdy świat wróci do normalności, zaleje nas przełomowa, nowa fala polskiej muzyki niezależnej, której nie da się zignorować.